środa, 30 marca 2016

16-03-2016 SADZIMY I SIEJEMY


Na początku marca realizując temat „Czekając na wiosnę" zastanawialiśmy się skąd wiadomo, 
że kończy się zima, a zbliża się wiosna. W czasie zajęć i zabaw dowiedzieliśmy się jakie kwiaty zakwitają wczesną wiosną, które zwierzęta budzą się ze snu zimowego, które ptaki powracają do Polski z ciepłych krajów. W czasie ostatniego spaceru szukaliśmy zwiastunów wiosny w ogrodzie Pani Kasi i codziennie rozmawialiśmy o zmieniającej się pogodzie.
 Wiemy już że staropolskie przysłowie „w marcu jak w garncu" jest prawdziwe,
 bo ta nasza pogoda na przedwiośniu jest kapryśna, zmienna i każdego dnia inna.
W oczekiwaniu na prawdziwą wiosnę postanowiłyśmy założyć mini ogródek w naszej sali.
 Będzie on służył obserwacji wzrostu roślin i sami będziemy mogli się nim opiekować.





zapraszamy do galerii

16-03-2016 CO SŁYCHAĆ W OGRODZIE?


Poczuliśmy, że zima już odchodzi i postanowiliśmy sprawdzić, 
co słychać i widać w ogrodzie na przedwiośniu.
Odwiedziliśmy ogródek Pani Kasi, a tam przebiśniegi, 
pąki na forsycji, młode pędy lilii, kwitnąca leszczyna i milutkie bazie kotki.
No i jeszcze coś, cieplutkie promienie słońca.
Ach jak przyjemnie.





Dla ciekawskich wiosenne zagadki na rozgrzewkę:

  •   „Gdy ciepły marzec powróci z wiosną, białe, puchate na wierzbach rosną.” – Bazie
  •   „W czerwonych chodzi kozakach i czarno-białym kaftanie. Kiedy go spotkasz na łące, znak to, że wiosna nastanie.” –Bocian
  •  „Wiosną zielony rozwija się z pąka. Jesienią złoty po świecie się błąka.” – Liść
  •  „Kiedy ciepła wiosna stopi śniegi i lód, on budzi się ze snu i pyta o miód” – Niedźwiedź
  •  „W brązowych kapturkach chowają się listki wiosną, a potem będą zielone, gdy trochę podrosną” – Pąki
  •  „Jeszcze śpi wszystko, co żyje, jeszcze nic nie rośnie, a on śmiało śnieg przebija, opowie nam o wiośnie” – Przebiśnieg
  •  „Kiedy wcześnie wstaje – wiosna nastaje. Kiedy dzionki skraca – to zima powraca.” – Słońce
  •  „W marcu się zaczyna, gdy się kończy zima. Przyjdzie z wiatru ciepłym powiewem, z pięknem kwiatów, z ptaków śpiewem.” – Wiosna
  •   „Ma długie uszy, bardzo zwinnie skacze. Zmyka wciąż przez pole gdy psa zobaczy.” – Zając
  •  „Sadem kołysze i piach drogą niesie, przez pola leci zatrzyma się w lesie” – Wiatr
  •  ”Co buduje każdy ptak, by chować pisklęta, tylko kukułka o tym nie pamięta” – Gniazdo
  •  ” Co to za kwiatek ze szklanych rabatek, w którym obok pana lipa jest schowana” - Tulipan
zapraszamy do galerii

czwartek, 24 marca 2016

2016 WIELKANOC


14-03-2016 NA WYSTAWIE LEGO


To była wspaniała wycieczka. 
Oglądaliśmy przepiękne budowle i prawdziwe konstrukcje
 z milionów klocków LEGO oraz film o sposobach ich tworzenia 
 z naszych ulubonych klocków.
 Manipulowaliśmy nimi w strefie zabawy i z rumieńcami na twarzy 
podziwialiśmy te precyzyjnie wykonane eksponaty. Dla Was fotorelacja: 






zapraszamy do galerii

11-03-2016 MARCOWA POGODA


Marzec to bardzo kapryśny miesiąc. 
Jakby nie mógł się zdecydować, czy chce być zimowym,
 czy może wiosennym miesiącem. Czasami nie wiadomo jak się ubrać 
wychodząc na spacer. Zupełnie jak w tym zabawnym opowiadaniu:

Pewnego dnia Ola wyjrzała przez okno. Pomyślała, jaka piękna pogoda, chyba wybiorę się na spacer”. Na dworze świeciło słońce, a niektóre dzieci zaczęły jeździć na rowerkach. Ubrała czapkę, kurtkę i postanowiła pójść do parku. Spacerując oglądała pąki na drzewach, zieleniącą się trawkę. Rozpięła kurtkę, zdjęła czapkę, bo było jej ciepło. Nagle, w oddali zauważyła ciemną chmurę na niebie. Och, chyba będzie padało. Lepiej wrócę do domu. Poczuła jak zaczyna wiać coraz silniejszy wiatr. Chciała nałożyć czapkę, ale wiatr zerwał ją 
z głowy dziewczynki. Poczuła też mokre krople na twarzy. Postanowiła wracać, gdyż chmury były coraz ciemniejsze a wiatr coraz silniejszy. Po powrocie do domu, usiadła przy oknie 
i obserwowała. To padał deszcz, to śnieg, wiatr przeganiał chmury zza których zaglądało słoneczko. Tak na zmianę, raz to raz tamto. Tyle wydarzyło się w ciągu dzisiejszego dnia. 
No cóż, w marcu jak w garncu, pomyślała Ola. 


Na dzisiejszym zajęciu dużo rozmawialiśmy o marcowych psikusach, a po wysłuchaniu wiersza  pt. „Marcowe kaprysy”, zilustrowaliśmy tę przedziwną marcową pogodę podczas zajęć plastycznych.

B. Form „Marcowe kaprysy”.

„Wymieszał miesiąc marzec pogodę w garze.
Ja wam tu zaraz wszystkim pokażę.
Włożę troszkę deszczu, słoneczka promieni,
Domieszam powiew wiatru ciepłego,
Smutno by w marcu było bez niego.
Śniegu i burzy jeszcze troszeczkę dodam,
Będzie prawdziwa marcowa pogoda”.






Dla chętnych zagadki:

Gdy go długo nie ma, wszyscy narzekają. 
A gdy przyjdzie pod parasol się chowają. (deszcz)

To mała gwiazdka, biała, niewielka. 
Chuchniesz, zostanie wody kropelka. (śnieg)

Szumi, świszcze, zagarnia liście. 
Czasem deszczem nas opryśnie. (wiatr) 


zapraszamy do galerii

10-03-2016 TEATRALNIE



Dziś wybraliśmy się na wycieczkę do Domu Kultury, chcieliśmy bowiem dowiedzieć się 
wszystkiego o pracy aktora. Do rozmowy zaprosiliśmy Panią Jwonę Faj - 
dyrektora MCTKiS, która spełnia się również jako aktorka. 
Pani Iwonka okazała się cudownym źródłem wiedzy o teatrze.
Po garści teorii przyszedł czas na praktyczne zajęcia na scenie. 
Dla nas najfajniejsze było przymierzanie kostiumów.
Wkładasz na siebie taki kostium, i czary mary w jednej 
chwili stajesz sie kimkolwiek chcesz. Teatr to magia!

Dziękujemy Pani Iwonce za spotkanie. a oto serce dla Pani:




zapraszamy do galerii

środa, 23 marca 2016

10-03-2016 KONKURS NA PISANKĘ WIELKANOCNĄ


Serdecznie dziekujemy wszystkim dzieciom i rodzicom, 
którzy odpowiedzieli na zaproszenie wzięcia udziału w konkursie
 pt. Pisanka Wielkanocna.
Dziś nagrodziliśmy każdego uczestnika, bez wyjątku, 
za zaangażowanie i szczere chęci. 
To była kolejna, miła okazja do wspólnego spędzenia czasu w rodzinnym gronie.







Pisanki, pisanki,
jajka malowane
nie ma Wielkanocy
bez barwnych pisanek.
Pisanki, pisanki
jajka kolorowe,
na nich malowane
bajki pisankowe. 

wtorek, 22 marca 2016

08-03-2016 BAJKĘ CZYTA PANI EWA - MAMA ADASIA


Nasze zaproszenie do czytania bajki przyjęła Pani Ewa, mama Adasia.
O dobrodziejstwach płynących z codziennego czytania dla dzieci wiadomo wiele.
Dla tych, którzy jeszcze wciąż potrzebują zachęty dość powiedzieć, 
że czytając teraz swoim dzieciom możecie miec nadzieję, 
że w jesieni życia one będą czytać Wam na głos codzienną gazetę!
Będzie miło.





W podziękowaniu dla Pani Ewy najpiękniejsze serduszko:
Na dobry początek przygody z czytaniem:
"Szklana góra"
na motywach utworu J. Porazińskiej
Za górami, za lasami, za bystrymi rzekami w małej wiosce żył stary ojciec z trzema synami. Matka ich dawno pomarła, a że ojciec nie chciał powtórnie się żenić, by synów pod władzę macochy nie oddawać, więc bez kobiecej opieki się chowali. 
Najstarszy był okropnie w sobie zadufany. Miał pewność, że wszystkie rozumy pozjadał i z tego powodu młodsi bracia powinni go słuchać.
Średni wyrósł na straszliwego lenia. Najchętniej by tylko w łóżku leżał i na krok nigdzie się nie ruszał. Ale za to w gębie był mocny i wmawiał wszystkim, jaki to on jest zapracowany.
Tylko najmłodszy syn cichy był, dobry i pracowity. Ale że kłótni i bójek unikał, starsi bracia głuptakiem i leniem go nazywali i wszystkie roboty w zagrodzie na niego zwalali.
Od świtu do zmierzchu musiał najmłodszy zwijać się jak w ukropie, a bracia mieli dla niego jedynie ostre słowa i kuksańce. Jedynie przy ojcu się hamowali. Ale ojciec do nocy na polu harował, a jak miał nieco czasu to najmował się do pracy u bogatych gospodarzy, zimą zaś szedł pracować w mieście. 
Jedynie w niedziele miał najmłodszy nieco wytchnienia od pracy. Mógł wtedy robić to, co kochał najbardziej - leżeć pod lipą na podwórzu i życie ptaków obserwować. A lipa to była niezwykła. Wielka i gruba tak bardzo, że dziesięciu chłopa z trudem ją obejmowało. Pół wsi w jej cieniu skryć się mogło i nikt drugiemu nie przeszkadzał. A ile ptaków się na niej gnieździło! Wiosną i latem taki rejwach od rana czyniły, że rzekłbyś - ptasi sejm się odbywa. 
Kochał tę lipę najmłodszy syn, kochał i ojciec. Nic dziwnego, że gdy śmiertelnie się rozchorował, kazał się pod lipą ułożyć, żeby tam żywota dokonać. Nim jednak synów osierocił, przekazał im swoją ostatnią wolę:
- Synkowie najmilsi, teraz już zupełnie sami pozostaniecie. Musicie nawzajem o siebie zadbać i nawzajem we wszystkim się wspierać. Jak umrę, trumnę moją postawcie pod lipą i przez trzy noce kolejno przy niej stróżujcie. To moje ostatnie życzenie. Po chwili skonał. Ułożyli synowie ojca w trumnie i ustawili ją pod lipą. Nadeszła pierwsza noc. Powinien stróżować najstarszy. Ale gdzie tam! Na najmłodszego krzyknął, od głuptaków nawymyślał i na stróżę wysłał.  Stoi pod lipą najmłodszy, sen go morzy, bo się w polu za dnia natrudził. Chodzi wkoło drzewa, by nie zasnąć i do świtu dotrwać. Ale chyba zasnąć musiał, bo cóż to mu się zdaje? Oto lipa trzeszczeć zaczyna, pień się otwiera i wychodzi z niego leśny duszek. Prowadzi ze sobą konia z najczystszego srebra.
- To koń dla tego syna, który miał dziś stróżować - mówi i znika.
Najmłodszy w rękę się szczypie, ale to nie sen. Srebrny koń przed nim stoi, grzywą potrząsa, a wschodzące słońce od jego boków się odbija.
Zaprowadził chłopak konia do stajni, najstarszego brata obudził i ojcowy prezent mu pokazał, a potem poszedł w pole, do roboty. Wrócił wieczorem śmiertelnie utrudzony, z nadzieją, że może średni brat wartę swoją obejmie, a jemu pozwoli się wyspać. Ale złudne są jego marzenia.
Stoi najmłodszy drugą noc na stróży u trumny ojcowej. Ale tym razem na drzemkę sobie pozwolił. Leśny duszek dopiero przed świtem się pojawi.  Tak też się i stało. Drugi koń był ze złota tak złotego, że zdawało się, iż dwa słońca tego dnia wzeszły - jedno na niebie, a drugie w zagrodzie braci.  Przekazał ojcowy podarunek najmłodszy średniemu i w pole poszedł.
Nadeszła noc trzecia. Idzie najmłodszy na swoją wartę, a starsi bracia przez szpary w okiennicach go podglądają i kłócą się, jak też ostatniego konia między siebie podzielą. Do oczu sobie skoczyli, już do bójki się biorą, już pięści w ruch poszły. I przegapili moment, gdy zjawił się leśny duszek.
- To koń dla tego syna, który miał dziś stróżować - powiada i na coś czeka.
- To ja - mówi najmłodszy.
- Razem z koniem weź ten bacik. Jak z niego strzelisz i powiesz:
Na moje rozkazanie niech się ta rzecz stanie...
- spełni się wszystko, czego zechcesz.
Pokłonił się najmłodszy leśnemu duszkowi, ojca wdzięcznie wspomniał i konia do stajni zaprowadził. Tam zastali go bracia, którzy w końcu się dogadali, że trzeciego rumaka sprzedadzą i pieniędzmi się podzielą. 
Wchodzą do stajni i w śmiech. Bo cóż widzą u żłobu? Obok konia srebrnego i złotego stoi zwykły chłopski siwek, na dodatek wychudły, na chorego wyglądający. Takiego nikt nie kupi. Uśmiali się bracia i spać poszli.
Wieczorem ojca na cmentarzu pochowali i rozpoczęło się ich zwykłe, braterskie życie - najstarszy przechwalał się i wszystkim chciał rozkazywać, średni wiecznie spał lub o swej pracowitości rozprawiał, a najmłodszy od świtu do nocy w polu i w zagrodzie harował. 
Akurat była pora żniw, gdy we wsi pojawił się herold królewski. Ogłosił on wszem i wobec, że każdy, kto chce, może poślubić królewską córę, jeśli ją przedtem ze szklanej góry uwolni. 
Nie miłość ojcowska jednak królem powodowała, gdy ten rozkaz wydawał, a zwykłe okrucieństwo. Był to pan bez serca, z ludzkich uczuć znał jedynie chciwość. Zawsze było mu za mało pieniędzy i złota, które w najokrutniejszy sposób wyciskał z poddanych. Jakim cudem jego córka wyrosła na dobrą i litościwą panienkę, nikt nie wiedział. Na swoje nieszczęście była też piękna. Król postanowił na jedynaczce dobry interes zrobić i oddać jej rękę temu, który da najwięcej. Wszystkich konkurentów przebił potężny i zły czarownik, który obiecał królowi:
- Sprawię, że wszystko, czego dotkniesz, zmieni się w złoto.
Już byłby królewskim zięciem, gdyby nie upór królewny, która za nic nie zgadzała się na ślub z okrutnym i starym czarownikiem. Bezlitosny ojciec postanowił upór córki złamać. Kazał z całego szkła, jakie było w królestwie, wytopić szklaną górę, na której zamknął królewnę do czasu, aż ta nie zgodzi się wyjść za czarownika. A żeby dodatkowo swe dziecko pognębić i sobie okrutną uciechę sprawić, powiedział:
- Pozwolę ci wyjść za każdego, choćby i chłopa, który cię z tej góry zabierze. Może zmiękniesz, gdy zobaczysz, jak jeden po drugim giną młodzieńcy pragnący cię uwolnić.
Dlatego herold pojawił się we wsi braci.
Najstarszy i średni brat natychmiast stwierdzili:
- Tylko srebrny lub złoty koń wjadą na szklaną górę. Ruszamy uwolnić królewnę, a ty leniu, głuptaku możesz wziąć sobie gospodarkę. Nam już nie będzie potrzebna.
I ruszyli w drogę. Najmłodszy w domu pozostał, żniw dokończył, sąsiadów do opieki nad domem i zwierzętami umówił, po czym konia dosiadł, z bata strzelił i rzekł:
Na moje rozkazanie niech się ta rzecz stanie:
Chcę dotrzeć pod szklaną górę,  by uwolnić królewską córę.
Ledwie te słowa wypowiedział, patrzy a już jest pod szklaną górą. Ludzi tam mrowie. Rycerze, królewicze, nawet kilku owdowiałych królów się trafiło. Wszyscy wybuchnęli śmiechem na widok najmłodszego i jego konia. A zły król aż się zataczał ze śmiechu.
- To się mojej córce obrońca znalazł! - klepał się z uciechy po udach. - I jak ty chcesz ją uwolnić? Na tej chłopskiej kobyle? 
Najmłodszy skinął spokojnie głową i powiada:
- Było powiedziane, że każdy może próbować.
Zły czarownik, który obok króla siedział, postanowił postraszyć chłopaka:
- Widzisz te kości u podnóża góry? Tyle zostało z tych, co próbowali przed tobą. Nawet srebrny i złoty koń nie dały rady...
- A ich właściciele? Zginęli? - z przestrachem zapytał najmłodszy.
- Nawet nie. Tylko im konie uciekły - odparł król. - I co? Tchórz cię obleciał? Chcesz zrezygnować?
Najmłodszy głową przecząco pokręcił, więc król wręczył mu klucz do więzienia królewny i ostatni raz zakpił:
- Chybaby musiał skrzydeł ten perszeron dostać, żeby ci się udało.
Patrzy król, patrzą rycerze i ich giermkowie, a tu chłopek na szkapę siada, z bata trzaska, cicho coś mówi i nagle… koniowi skrzydła z boków wyrastają. Machnął nimi raz i w połowie drogi na górę się znalazł, machnął drugi raz i już najmłodszy na górze stoi, więzienie otwiera, królewnę z niego wypuszcza. A ta na szyję mu się rzuca, całuje ogniście i pierścionek z lipowego łyka przyjmuje.
Gdy zobaczył król, że jego rodzona córka za chłopa wyjść zamierza, złością się własną zatchnął. Zły czarownik czmychnął pod postacią wrony i pewien rycerz go z łuku ustrzelił. A najmłodszy ożenił się z królewną, na tronie zasiadł, braci swych dworzanami uczynił i panował długo i sprawiedliwie. 
KONIEC

poniedziałek, 21 marca 2016

07-03-2016 JAK MALUCHY WIOSNY SZUKAŁY


 Skąd pomysł na te poszukiwania?
 Najpierw wysłuchaliśmy opowiadania  pt. "Szukamy wiosny", 
a potem poszliśmy sami jej poszukać.
 I wiecie co, znaleźliśmy! Hurra! 
Już Pani Wiosna zrobiła pierwszy krok. 
Obudziła kwiatki śpiące pod ziemią. To bardzo miły widok. 
Kwiaty w promieniach słońca. Na ten widok czekaliśmy całą zimę!






Dla chętnych opowiadanie do głośnego czytania w domu!
 „Szukamy wiosny” - H. Zdzitowiecka
- Joasiu! Joasiu! Chodź prędzej! – woła Terenia.
- Co się stało? - Chodź, pokażę ci wiosnę!
Pobiegły do pobliskiego parku. Drzewa były jeszcze nagie i szare, w cieniu leżał brudny, topniejący śnieg, ale słońce świeciło jasno i sikorki świergotały wesoło.
- Gdzie jest wiosna? – spytała zdziwiona Joasia.
 – Przecież sikorki były tu przez całą zimę…- Zobacz!
Z nagich gałązek zwieszały się wiotkie, delikatne bazie, z których sypał się złocisty pyłek.
- Kwitnie! – ucieszyła się Joasia. – To już naprawdę wiosna idzie.
 Poszukajmy jej jeszcze gdzie indziej.
Nagle Joasia przyklękła pod krzakami i pochyliła się nad czymś. Terenia podbiegła i teraz ona wykrzyknęła głośno:- Jakie śliczne!
Z ziemi wyrastały mocne, jędrne, zielone listki, a spomiędzy nich mały, delikatny dzwoneczek złożony z trzech dłuższych i trzech krótszych płatków.- Przebiśnieg! Pierwszy kwiatek wiosny!
- Przebiśnieg – powtórzyła Terenia. – Jaka to ładna nazwa. 
To tak, jakby on się przez śnieg przebijał do słońca.
- Bo tak jest. Wiesz. Tereniu, on wcale nie boi się zimna i naprawdę nieraz spod śniegu wyrasta.
- Szkoda, że w parku nie można zrywać kwiatów – martwiła się Terenia – Zerwałabym go i zaniosła do domu. Ale może przebiśniegi są też i w naszym lesie?
- Tych w lesie także zrywać nie wolno! – zawołała Joasia.
 – Bo przebiśniegów jest u nas coraz mniej i mogą zupełnie wyginąć.
- To musimy pilnować, żeby ich nikt nie zrywał – oświadczyła Terenia. – Powiemy o tym także innym dzieciom, żeby i one pilnowały przebiśniegów. Przecież to pierwsze kwiaty wiosny! 

 zapraszamy do galerii